Ta kołderka to moja druga większa praca, napociłam się przy niej niemało (dosłownie, bo upał był niemiłosierny jak ją szyłam, co z perspektywy obecnej chwili, kiedy wiatr wyje za oknem, a na morzu sztorm, wydaje się niewiarygodne). Tak więc uszyta została kilka miesięcy temu, ale mam do niej sentyment i dlatego chciałabym ją tu wspomnieć.
Mieszka sobie w pokoju ślicznej panienki i podobno dobrze jej tam :).
Do kołderki uszyłam dwie poduszki.
Prostokątna poduszka (40×60 cm) powstała z kawałków pozostałych po uszyciu kołderki. Zszyłam je z zamiarem pocięcia dalej, ale… tak mi się spodobał efekt, że dodałam tylko oprawę z gładkiej Kony Bone i już więcej nie kombinowałam. Potem trochę pikowania i tył z użyciem kilku kwadratów. Myślę, że wyszło nieźle. Nie chciałam, żeby poducha “ginęła” na tle kołderki i chyba się udało :). Wykorzystałam zakupione do jej uszycia tkaniny dosłownie do ostatniej nitki!
Klasyka zawsze się obroni! Praca warta każdej kropli potu, która pojawiła się na Twoim czole podczas szycia. Dzięki pastelowym kolorom sprawia wrażenie zwiewnej, lekkiej, dziewczęcej 🙂
Oj, dziękuję 🙂
Słowo, które najlepiej wg mnie określa tę pracę to właśnie – dziewczęca! Ciekawe, że obie o tym pomyślałyśmy 🙂
Jak to dobrze , że Szmatkowo-Małgorzatkowe prezenty podobają się każdemu 😀 Mina obdarowanej podczas otwierania bezcenna ! 🙂
o tak 😀
Szkoda, że widziałam tylko na zdjęciu :). Zawsze bacznie przyglądam się obdarowanym osobom – mowa ciała jest zwykle bardzo wyrazista i nie da się mnie oszukać :). Sama wiesz jak to jest, kiedy w brzuchu fruwają motyle 😉
a jakże ja przegapiłam takie śliczności?
Nie wszystko da się zobaczyć :)))