Jakiś czas temu uszyłam trzy torebki z długim paskiem. Tak się stało, że jedna z nich spodobała się mojej siostrze i siostrze koleżanki. Obu obiecałam torbę, miały dokonać wyboru z trzech i dokonały… wybrały tę samą.
Nie pozostało mi nic innego jak uszyć w miarę podobną. Okazało się jednak, że siostra koleżanki woli torebkę na ramię, większą. Praca była w zaawansowanym stadium, nie miałam chęci na zaczynanie wszystkiego od początku, zresztą nie było potrzeby. Wstawiłam kliny, które utworzyły boki.
Pomyślałam, że szkoda byłoby nie wspomnieć o tej torbie, ładna wyszła 🙂 Wprawdzie pokazałam ją w zestawieniu z poprzedniego postu, ale jednak to nie to samo.
Przepiękniaste, aż do zakochania. Kwiateczki, ptaszeczki i chwaściki (wiem, wiem, że też cudne i potrzebne:)) razem bardzo radośnie i energetycznie. Wiem, że się powtarzam, ale ostatnio znowu zostałam zapytana o miejsce zakupu torebki (tej najpiękniejszej, od Ciebie , Gosiu) i normalnie urosłam z dumy.
Elu, bardzo się cieszę! Ale ja już rosnąć nie chcę, nawet z dumy 😉 Oby torebka się dobrze nosiła i służyła 🙂
Mi też się bardzo podoba 🙂
Bardzo mi miło 🙂
Zawsze wymyślisz, żeby było i dobrze i pięknie i radość z posiadania 🙂 Śliczna !!
Dzięki Jolu, też podobają mi się te torebki. Więcej nie będzie, tkaniny się skończyły. No może kosmetyczka 🙂
Cześć,
To naprawdę niesamowite! Wszystko co szyjesz to arcydzieło. Mogłabyś sprzedawać swoje torebki za bardzo duże pieniądze i ludzie z chęcią by kupowali.
Pozdrawiam,
Kasia
Ha! A co to znaczy bardzo duże pieniądze? 😀
Niespecjalnie lubię szyć torby, poza komponowaniem wierzchu. To żmudna i dość trudna praca. I bardzo, bardzo czasochłonna.
Serdecznie pozdrawiam Kasiu i dziękuję za miłe słowa 😀