Makatkę uszyłam z kawałeczków pozostałych po ostatnich pracach i jest dosyć niewielkich rozmiarów – 23 x 40 cm.
Żegnam się tym postem ze wszystkimi tu zaglądającymi, życząc wszystkiego dobrego. Do spotkania w przyszłym roku!
Uszyłam dwie makatki ze skrzatami. Są bardzo podobne, różnią się nieco rozmiarem i kolorystyką. Tej mniejszej (38 cm x 47 cm) pilnuje jeszcze jeden skrzat.
Kiedy byłam dzieckiem długie zimowe noce, rozświetlone światłem odbitym od śniegu, były oczywistością.
Popołudniowa jazda na sankach, z górki znajdującej się zaraz za sąsiednim budynkiem, odbywała się do utraty tchu i utraty czucia w palcach. Zjeżdżaliśmy prosto w ośnieżony, bajkowy las. Lodowisko przy domu, w którym mieszkałam, zrobione przez moją mamę, pełne było dzieciaków z sąsiedztwa. I te powroty do domu, i grzanie zlodowaciałych stóp przy kaloryferze z kubkiem herbaty w zmarzniętych dłoniach… Uroki śnieżnej mroźnej zimy.
Obraz powstał trochę przypadkiem. Tło uszyłam pod poprzednie, folkowe drzewa lata, a że nijak mi do nich ostatecznie nie pasowało, powstało tło nowe, w innej jaśniejszej kolorystyce.
Jak już kiedyś wspominałam, po obrazach jesiennych i wiosennych drzew miałam zamiar uszyć kolejne, z pozostałych pór roku.
Obraz zaczął powstawać w połowie maja, wkrótce po tym, jak zawędrowaliśmy na skraj ogrodzonej łąki. Ogrodzonej, ponieważ zamieszkał i uwił na niej swoje gniazdko skowronek.
Kiedy słyszę słowo słoneczniki, od razu przychodzi na myśl słynny malarz, ale też lato, wakacje, słońce. Sądzę, że nie tylko ja mam takie skojarzenia. Bardzo lubię te kwiaty, wszelakie ich odmiany. Teraz mam własne, namalowane igłą i nitką.
Nad Biebrzą byliśmy dość dawno, ostatnio kilka lat temu. Latem przemierzaliśmy tamtejsze ziemie rowerami, wypatrując łosi, wiosną próbowaliśmy podejrzeć lęgi ptaków. Nie sposób zapomnieć Biebrzańskiego Parku, to jedno z najwspanialszych miejsc w Polsce i serce się krajało jak czytałam o pożarach trawiących łąki, dramatach zamieszkujących je zwierząt. Pozostaje mieć nadzieję, że Natura, już nie wiem po raz który, znowu da radę i wróci życie.
Obrazek od dawna chodził mi po głowie, ale dopiero teraz mam tkaniny w kolorach, które umożliwiły mi jego uszycie. Prosty motyw i ciepłe barwy południa Europy, dokąd niejednokrotnie wiodły trasy naszych letnich wędrówek.
Doniczki Alghero, rozwieszone na ścianach budynków wąskich uliczek starego centrum miasta, dających litościwy cień przed palącym słońcem. Kolory starych włoskich domów… wakacyjne wspomnienia, w których dominują barwy. Słowem podróż we wspomnienia, bo tylko taką mogę obecnie odbyć.
Ostatnio trudniej mi się skupić, oddać bez reszty radości tworzenia. Wszyscy mamy niełatwy czas.
Myślę, że mojemu zajączkowi przyda się drugie serduszko, jedno czasem zamiera ze strachu, jak to nie tylko u zajęcy bywa.